30.04.2016

24 Konflikt serologiczny

Dla Pau Liny



Czas zawsze był moim wrogiem. No bo jak wyjaśnić fakt, że nigdy się nie zgrywamy? Gdy nie ma co robić, on mija stosunkowo szybko no i zawsze znajdzie się jakaś robota. A gdy spieszysz się gdzieś, właśnie jak w tej chwili, czas ma nas w dupie i wlecze się jak żółw. I właśnie dlatego jestem zdenerwowana. Stukając krwistoczerwonymi paznokciami o deskę rozdzielczą w samochodzie mojego chłopaka, patrzę jak NY staje w wielkim korku. Tylko tego nam teraz brakowało! Karetka z Sam pomknęła już pewnie z pół godziny temu, a my nadal jesteśmy w połowie drogi do szpitala. Widzę, że Verdas jest bardzo zdenerwowany, chociaż maskuje się i nie chce dać mi powodu do zmartwień. Wzdycham, a cisza staje się nie znośna, jednak nie mam śmiałości jej przerwać. Z milczenia wybawia mnie telefon. Patrzę na ekran i widzę zdjęcie mojego brata. Odbieram z lekkim ociąganiem.
- Witaj aniołku! Tu Twój cudny brat, który tak Cię kocha, że jest dla ciebie menagerem i kalendarzem.
- Cześć James, ale możesz się streszczać, bo nie jestem w najlepszym nastroju - nie chcę go teraz słyszeć, nikogo nie chcę słyszeć, ale nie powiem tego, więc udaję zainteresowanie.
- No za tydzień masz kolejne zdjęcia do VS, o czym za pewnie wiesz, ale mam jeszcze dwie dobre informacje. Pierwsza, jedziesz na sesję do magazynu Glamour, druga, czas na imprezę! - Teraz to chciałabym wybrać informację nr 3 - święty spokój.
- Ale jaki wyjazd? Ja nie za bardzo mogę James. - Patrzę na prawy profil Leona i nerwowo zagryzam wargę.
- Możesz i jedziesz do Londynu, a z resztą powinnaś już o tym wiedzieć, w końcu Twój facet pracuje w tej firmie. No i jeszcze impreza. Jak za pewne wiesz, Leon będzie miał urodziny i to właśnie Ty je zorganizujesz, prawda? - W mordę jeża! Mój ukochany ma urodziny, a mi to kompletnie wyleciało z głowy. Mam jeszcze czas, bo to dopiero w maju, ale i tak muszę się postarać.
- Oczywiście James, możesz na mnie liczyć. - Odpowiadam ogólnikowo na te informacje. - Tyle? Bo nie za bardzo mam czas na pogawędki, odezwę się jakoś później i dzięki za wszystko brat.
Szybko przerywam połączenie i opadam na oparcie, myśląc o zbliżającym się wyjeździe i imprezie. Zamyślona, nie zauważam nawet, jak szybko nam poszło i już wysiadamy z samochodu. Czas dowiedzieć się co z młodszą siostrą szatyna.

Wbiegamy na OIOM, czuję piekące łzy pod powiekami. Skoro Sam została przewieziona na salę intensywnej terapii to musi być coś poważnego. Biegnę z Leonem za rękę, przepraszając innych, których potrąciliśmy. A gdy dopieramy pod salę, wychodzi do nas pielęgniarka, no nie powiem dość ładna i młoda, może nie pierwszej nowości, ale jednak. Na szczęście szatyn jest zajęty i nie patrzy na to babsko, które tak obleśnie się do niego uśmiecha i przymila.
- Gdzie lekarz?! - Krzyczę na pół szpitala i łapię mojego faceta za dłoń. Ten blond pustostan, który śmie się nazywać wykwalifikowaną pielęgniarką odburkuje, że doktor zaraz powinien przyjść.
Chłopak rzecz jasna chce wejść do siostry, ale ta suka go dotyka i szepcze, że na razie nie wolno, bo stan Sam jest poważny. Już mam się wydrzeć na tą wywłokę, ale przychodzi lekarz, całkiem przystojny, znaczy... wita się z nami, a ja czuję ogromną niepewność i martwię się o młodą Verdas jak o własną siostrzyczkę, którą zawsze chciałam mieć.
- Pani Samantha przyjechała do nas w bardzo złym stanie, jest pobita i straciła trochę krwi, do tego wystąpiła choroba hemolityczna płodu, co jest zagrożeniem dla matki jak i dziecka. - Widzę, że dłużej Leon już nie wytrzymuje i prosi lekarza o wejście do chorej, na co dr Black się zgadza. Ja zostaję, aby dać czas rodzeństwu i dopytać o szczegóły.
- Panie doktorze, można powoli i jaśniej? - Pytam uprzejmie, bo zrozumiałam tylko utratę krwi oraz jakieś pobicie.
Mężczyzna wzdycha i wyjaśnia mi, że u Sam wystąpił konflikt serologiczny, co jest problemem we wczesnej ciąży. Nie mogę uwierzyć, przed nią jeszcze kilka miesięcy z dzieckiem w brzuchu a tu już problemy. Tylko jak tu trafiła? Jakie pobicie do cholery!?
Potem nie ma czasu na dalsze wyjaśnienia i uprzejmości, bo serce młodej Verdas zamiera i doktor biegnie do jej sali z pomocą, a za nim tabun pielęgniarek. Ja przez falę łez, które nawet nie wiem kiedy się pojawiły, ledwo widzę Leona. Teraz szatyn nie kryje strachu i mocno wtula się we mnie. Stoimy tak, na środku korytarza płacząc sobie w ramiona.

Stoję przed ławką w parku, trzymając kubek parzącej dłonie kawy i myślę. Wszystko się komplikuje, to takie trudne i za dużo tego na raz, a ja mam tylko 22 lata. Galopujące myśli uspokaja dłoń szatyna na moim ramieniu. Wyginam usta w coś na kształt uśmiechu i kładę swoją drobną dłoń na jego męskiej.  Dobrze, że jest tu i teraz, bo przy nim czuję się jak w ciągłej komedii romntycznej. Zrywa się wiatr i rozwiewa mi włosy w każdą stronę, a ja staram sie je ujarzmić i nie świadomie zagryzam wargę, a ułamek sekundy później czuję wargi mężczyzny na moich. Z wielką chęcią oddaję pieszczotę, pomimo nieodpowiedniego miejsca i czasu zatracamy się w tej przyjemności. Oplatam Leona dłońmi, a on trzyma mnie przy sobie jakbym miała mu gdzieś uciec. Po dłuższej chwili odrywamy się od siebie zdyszani i lekko uśmiechnięci, ale radość zielonookiego nie trwa długo. Kąciki jego pełnych, malinowych warg, które przed chwilą walczyły z moimi o dominację, opadają ku dołowi. Widzę jego zaczerwienione oczy i pomięty strój. Po tych obserwacjach stwierdzam, że jest cudowny i wtulam się w niego. Trzyma mnie w uścisku, który do złudzenia przypomina mi czasy, gdy ojciec miał dla mnie chwilę i gdy byłam jego księżniczką. Ta świadomość o niewidzialnej przepaści między mną, a rodzicami przytłacza mnie. Niby jest dobrze, spotykamy się, dzwinimy do siebie, rozmawiamy, ale z dystansem, niepewni i coraz bardziej oddaleni.
- Lekarze wprowadzili Samanthę w śpiączkę farmakologiczną i nie wiadomo kiedy ją wybudzą. Organizm musi się zregenerować i jeszcze te komplikacje w związku z ciążą.
- Leon to straszne. Miejmy nadzieję, że już niedługo i wszystko się ułoży.
On tylko potakuje i objęci wracamy do szpitala, gdzie czeka rodzina chłopaka. W takim komplecie to się jeszcze nie widzieliśmy. Mam stresa. A do tego jedynym lekarstwem dla Sam jest ten pieprzony dupek czyli czas.


Witajcie aniołki!
Dziś bardzo szpitalnie. 
Nic nie mam na swoje usprawiedliwienie, ale od kilku dni koleżanka leży w szpitalu i się martwię, bo jest z nią źle.
Postanowiłam jednak dodać coś, a mianowicie 24! 
Oby Wam się podobało chociaż w minimalnym stopniu.
Ostatniu powróciłam do rysowania, które sprawia mi wiele radości, ale też czytam książki i oglądam masę filmów.
Wracam naładowana na 100% i mam kilka pomysłów co do dalszych rozdziałów :D
Jeszcze sześć razy napiszę next tej historii i robimy przerwę.
Na to jeszcze mamy czas.
Narazie liczę na to, że oderwałam Was od obowiązków i mile spędziliście chwilkę z moim rozdziałem.
Nie zajmuję już więcej czasu.
Do next!

Melloniasta:*

20 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Kochana rozdział jest świetny! Szkoda tylko, że taki smutny, ale przecież cały czas nie może być kolorowo. Coś się schrzanić musi. Ehh. Biedna Sam.
      Kto ją pobił do cholery?! Jeszcze te problemy z ciążą.
      Wprowadzili ją w śpiączke żeby mogła dojść do siebie.
      Leon nic nie może zrobić, ale wiem, że jak się dowie kto zrobił to jego siostrze to nie podaruje tego tej osobie.

      Vils musi wyjechać. Ma zostawić Leona? Czy on pojedzie z nią? Jest niby jej ochroniarzem i chłopakiem, ale teraz Sam jest w szpitalu. V nie będzie miała serca żeby go prosić o to żeby zostawił siostrę. Nawet jej to przez myśl nie przejdzie.

      Cudooooo.
      Czekam na next :*
      Buziaczki :* ❤

      Maddy ❤

      PS. Życzę Twojej koleżance szybkiego powrotu do domu i zdrowia! 💟 Trzymaj się! Będzie dobrze!

      Usuń
  2. Karmelkowi mie zajełaś?
    Ide płakać do krainy Tutusiowo :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny pomysł, nie powiem.
    Jak zawsze mnie wciągnęłaś! ^^ Świetnie to wszystko opisałaś.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Uroczy.
      Ciężkie chwile przed Vilu.
      Leon smutny.
      Mój mąż.
      Oh nie.
      Kończę, bo ten komentarz jest denny i nudny.

      Bye Blairka Blanco <3

      Usuń
  5. Hejo Maleńka xD
    Rozdział boski.
    Nawet nie wiesz jak bardzo poprawił mi humor fakt, że dodałaś coś nowego ;)
    Ah. ja nigdy nie mogę się nasycić Twoimi rozzdziałami... wiesz. ostatnio sobie chorowałam i przeczytałam cała historię jeszcze raz xD
    I wciąż jestem mega wkręcona i ciekawa dalszych losów.
    Czekam na więcej i zapraszam do siebie
    B u z i a k :*
    Violetta Vilu

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowity rozdział! Z niecierpliwością czekam na następny ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział!
    Bardzo smutny , ale takie scenariusze pisze też życie nie zawsze jest kolorowo , biedna Sam :(
    Czekam na kolejny rozdział 😍

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział <3
    Tęskniłam za tobą i za twoimi rozdziałami.

    Tak bardzo szkoda mi Sam.
    No i jeszcze Violetty i Leona.
    Widać , że bardzo to przeżywają i dla Violetty Sam jest jak rodzina.
    Oby się wszystko ułożyło i z Sam i z jej dzieckiem.
    Przed nimi ciężki czas, ale myślę, że razem dadzą radę.

    uwielbiam cię kochana <3
    Do next ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Witam,witam czy ja źle przeczytałam czy tam jest dedykacją dla mnie? 0_o
      Jestem zaskoczona.Zamorowalo mnie ale jednocześnie jestem tak bardzo szczęśliwa :>Dziekuje:*
      Kochana co do rozdziału jak zwykle jest fenomenalny i perfekcyjny!.Sam w szpitalu.Villa z Leonem jadą do szpitala ale jak zwykle coś.Korki.Jak ja ich nie lubie-,-Leon jest zdenerwowany ale nie ma co się dziwić.James i ta jego pierwsza gatka:D wyjazd hmm ciekawe.Urodziny Leosia ^^Violcia z tego wszytkiego zapomniała o tym na śmierć. Jestem ciekawa jaka imprezę mu zorganizuje.No cóż aby poznać odpowiedzi na moje pytania muszę odczekać swoje a czas pokaże.
      Misiu życzę weny i czekam na kolejną perłę:**
      ~P

      Usuń
  10. CUDOWNE
    GENIALNE
    PRZEWSPANIAŁE

    OdpowiedzUsuń
  11. Wreszcie rozdzialik <3
    Świetny ♥
    Emily ♥

    OdpowiedzUsuń

Proszę o komentarz, to wiele dla mnie znaczy!
。♥‿♥。