Jacob, Jacob, Jacob... tak, ten człowiek potrafi mnie zirytować. Ile razy mam mu powtarzać, że spóźnialstwo, zaraz po kłamstwie, najbardziej wyprowadza mnie z równowagi. O matko! Za dwadzieścia minut mamy samolot, a mój ochroniarz nie raczy się pojawić! Jestem na niego wściekła, dzwonię do mężczyzny po raz dwudziesty ósmy. Ha, jak zwykle, palant nie odbiera! Wzdycham i liczę do dziesięciu, aby się uspokoić. Tylko wrócę, to skopię mu ten umięśniony zadek. Co jak co, ale Jacob był przystojny i każda laska była jego, gdy tylko skinął palcem. Ostatni raz rozglądam się za moim prywatnym ochroniarzem, a zarazem dobrym kumplem i z żalem stwierdzam, że już nie przyjdzie. Wzdycham, spoglądam na swój srebrny zegarek, który dostałam na dwudzieste urodziny i kieruję się do odprawy - sama.
Sam tego chciałeś! myślę, dzwoniąc do szefa firmy ochroniarskiej. Taka osoba jak Jacob jest mi bardzo potrzebna, a ten pacan został w Europie! Po chwili w słuchawce słyszę męski głos Bena. To dobry kolega mojego ojca i zna się na swojej pracy jak nikt inny. Jednym słowem, jest najlepszy. Każda znana osoba pragnie mieć zapewnioną ochronę przez jego firmę. Starszy mężczyzna jest bardzo miły dla mnie, ale gdy słyszy co zrobił mój ochroniarz, zaczyna krzyczeć do słuchawki, zaraz mnie za to przepraszając. Uśmiecham się do siebie na ten gest.
- Dobrze Violetto, załatwię to jak najszybciej. Do usłyszenia.- Słyszę na pożegnanie.
- Do widzenia. - Odpowiadam już nieco radośniej. Jacob zepsuł mi dobry humor, ale już jest lepiej.
Jutro będę mieć nowego ochroniarza, a mój kumpel stracił pracę. Cóż życie...
Wychodzę właśnie z największego portu lotniczego w Nowym Yorku i kieruję się w stronę najbliższej kawiarenki. Kocham NY, tu się urodziłam, wychowałam i zawsze z chęcią tu powracam. Wyrywam się z zamyślenia potrząsając głową. Przechodząc, przeciskam się przez tłumy turystów oraz mieszkańców. Nie musiałoby to tak teraz wygądać, gdyby nie fakt, że dziś straciłam ochronę, która miała mnie zabrać z lotniska. Po kilkunastu minutach dość szybkiego marszu, docieram pod kawiarnię. Biała syrenka na ciemnozielonym tle jest mi dobrze znana, często wpadam do Starbucksa w wolnych chwilach.
- Poproszę Vanilla Latte oraz Muffina borówkowego. - Odowiadam uprzejmie, zapytana przez kelnera o zamówienie. Ten w geście zrozumienia kiwa twierdząco głową, notuje i odchodzi. Ja w tym czasie wyciągam swojego Samgunga galaxy s6 i przeglądam pocztę oraz najnowsze wiadomości. Po upływie kilkunastu minut, ze względu na panujący w kawiarni ruch, otrzymuje swoje zamówienie. Na karteczce obok talerzyka z muffinem zauważam napis Zadzwoń oraz dziewięć cyfr niestarannie nabaźgranych przez kelnera - przystojniaka. Uśmiecham się promiennie, ukazując przy tym rząd nieskazitelnie białych zębów. Może zadzwonę wieczorem, kto wie?
Wychodząc ze Starbucksa, otrzymuję sms-a. Przystaję i spogladam na ponad pięciocalowy wyświetlacz mojego smartfona. To Ludmila! Moja najlepsza przyjaciółka, znamy sie od czasów liceum. Chce się spotkać. Natychmiast. Szybko odpisuję, że się zgadzam i już po chwili idę w stronę jej domu.
Docieram pod jej villę lekko zdyszana. Po chwili oczekiwania pod wielkimi dębowymi drzwiami, zostaję zaproszona do środka. Wchodzę pewnym krokiem do przestronnego holu w kolorach beżu i kieruję się do salonu przyjaciółki. Lu jest dziś nadzwyczaj spokojna, więc zaczynam sie martwić. Zawsze pełna energii,a dziś siedzi cicho. Coś się musiało stać. Napewno.
- Hej aniołku, jak tam podróż? - pyta bez entuzjazmu.
- Lot okay, tylko z moim ochroniarzem były problemy. - Odpowiadam z westchnieniem.
- Dobra opowiesz o tym zaraz, ale najpierw wysłuchaj mnie - mówi, i wstaje kierując się do kuchni.
Wywracam oczami i opadam na miękką, skórzaną sofę. Zaraz też wraca moja psiapsiółka, stawia dwa kubki ciepłej herbaty i siada obok mnie. Patrzę na nia z lekko podniesioną, lewą brwią, czym daję jej do zrozumienia, aby mówiła.
- Dobra, mam dwie wiadomości - zaczyna - dobrą i złą.
Ja momentalnie przegryzam wargę i przełykam głośno ślinę, czekając na najgorsze...
Witam na moim pierwszym blogu o Leonettcie!
Tak prezentuje się 01.
Niewiele się w nim dowiedzieliście.
Tak miało być.
Jesteście ciekawi gdzie pracuje V?
Po co jej ochrona?
A gdzie Lajon?
Odpowiedzi na te pytania udzielę w następnych rozdziałach.
Proszę o ocenę tego krótkiego rozdziału.
Za wszelkie błędy przepraszam, jestem tylko człowiekiem.
Dopiero się uczę pisać, więc proszę o rady.
Papa aniołki!
Melloniasta :*
Wrócę 💜
OdpowiedzUsuńCudowny :**
UsuńZakochałam się w tym blogu *-*
Opowiadanie - GENIALNE !! :D
Jesteś bardzo ciepłą i rozgadaną osóbką co bardzo widać w tym co piszesz.
Od razu widać że w cały ten rozdział włożyłaś całe swoje serducho! *-* <3
hah Widzę że Fiolka ostro zaczęła hah Dzwoni i kabluje na swojego ochro-kumpla haha
Czyżby kelnerem był Leon? A może ktoś inny?
Ciekawe o co chodzi Ludmile..
Pozdrawiam i całuje..
No i do następnego :**
Cudny! Dziekuje za dlugi komentarz na moim blogu!😘ten blog jest juz w moich ulubionych zakladakach i bede na niego zagladac. Zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńLexi😘😘
Jej jakie to fajne poznawać nowe historie!Dziękuje że skomentowałaś mojego one shot'a.I mam cichutką nadzieje że będziesz zaglądała do niego.
OdpowiedzUsuńJa ci przysięgam będę patrzeć na twojego bloga!
Pozdrawiam i życzę weny
Cysia
Ajajajajaaajj nie dobra Viola!!!
OdpowiedzUsuńJacob stracił pracę. Ale w sumie nie wywiązał się ze swojego obowiązku!
Właśnie gdzie Lajon?
Co chce powiedzieć Lu??
Czekam na next I zapraszam do mnie! ❤
Buziaczki :* ❤
Rozdział genialny :*
OdpowiedzUsuńAda
Lecę czytać dalej
OdpowiedzUsuńBoski , kochanie lecę czytać dalej skometuję pod ostatnim twoim postem dłuższy komentarz , a teraz idę po koktail owocowy :* Buziak :*
OdpowiedzUsuń